Ku wiślanym brzegom - czyli nasza deszczowa przeprawa

 02.05.2021

Trening przed GSB nr 4

Przeprawa z Nowych Grochal do Zakroczymia, czyli o tym jak Karina płynęła po szlaku.

Sprawdzian naszego przygotowania na przetrwanie ulewy. 

W najgorszy, najbardziej deszczowy i wietrzny dzień majówki postanowiłyśmy się wybrać na spacer " Ku wiślanym brzegom", z przewodnika Lechosława Herza. Spacer ten wiedzie fragmentem przez Zielony Szlak Krawędziowy KPN, odwiedza wiślaną łachę w Rezerwacie Przyrody Wikliny Wiślane, a na koniec doprowadza mostem do Zakroczymia. Pan Leszek poleca tę wycieczkę na dzień pogodny, z lornetką i atlasem ptaków. :). Dzień więc wybrałyśmy idealnie ;)

Ptaków jest w tym rejonie rzeczywiście mnóstwo. Nawet przy tak okropnej, niesprzyjającej pogodzie udało nam się spotkać kilka jaskółek, kaczek, łabędzi oraz innych nieznanych nam gatunków ( atlasu ptaków nie chciałyśmy narażać na zalanie ;). Kiedyś koniecznie wrócimy na kępę z dziećmi i na pewno będzie to wspaniała wycieczka ornitologiczna. 

Pogoda w dniu naszej wyprawy była okropna, jednak tak naprawdę nic lepszego nam się nie mogło przydarzyć. Dzięki okolicznościom przyrody mogłyśmy sprawdzić jak się czujemy wędrując w strugach deszczu i jaki jest stan naszego przygotowania na deszczowe dni w górach. Nasza wycieczka potwierdziła znane dobrze powiedzenie, że nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie. Oraz pokazła nam, że każde zabezpieczenie przeciwdeszczowe ma swoje maksimum i granicę, do której jest jeszcze w stanie chronić przed deszczem i odprowowadzać wilgoć. 

Nasze wnioski po dzeszczowym spacerku są następujące:

Spacer w deszczowy dzień lepiej się udaje, gdy nie zapomni się kurtki przeciwdeszczowej. :)

Bierzemy w góry jednak buty trekingowe. Na razie nie ufamy przemakającym butom biegowym. 

Nieprzemakające skarpetki membranowe mogą nam sie jednek przydać i wcale nie są kaprysem.

Kupimy sobie obie z Karinką seksowne peleryny plastikowe na przetrwanie najgorszego momentu ulewy. 

Nawet w czerwcu zabieramy w góry rękawiczki.

Tyle kwestii technicznych.

Ze spraw duchowych: Nadwiślańskie wierzby wyglądają przecudnie w ulewie. Wszystko było tak niesamowicie zielone i piękne, a w dodatku tylko dla nas. Na szlaku nie było zupelnie nikogo. Spotkałyśmy tylko grillujących pod namiotem panów, którzy bardzo chcieli uratować nas przed zmoknięciem. Nie skorzystałyśmy jednak, gdyż wyglądało na to, że koledzy rozgrzewali się napojami mocno wyskokowymi, żeby uchronić się przed hipotermią, ;)

Na kępę wiślaną nie udało nam się wejść, gdyż droga była zalana. Na pewno tam jeszcze wrócimy, Lucek. ;)

Zielony szlak krawędziowy prowadzi przez przepiękny las łęgowy, na drodze towarzyszyły nam ślimaki i ptaki. Spotkałyśmy też konie w stadninie. Fajnie byłoby się wybrać tutaj, żeby pojeździć. 

Podobno z mostu prowadzącego do Zakroczymia są boskie widoki w obie strony. Niestety nie mogłyśmy się o tym przekonać, gdyż postanowiłyśmy zakończyć wcześniej naszą wędrówkę. Miałyśmy uzasadnione obawy, że Karina może dostać zapalenia płuc idąc w mokrym puchowym kompresie przy takiej temperaturze, a także naraża się na hipotermię, ponieważ zgłaszała zdrętwienie całych ramion i pleców. Miałam wprawdzie koc NRC, ale nie chciałam sprawdzać się w pierwszej pomocy przy szoku ;). Konieczność zawrócenia z obranego szlaku była dla mnie świetną lekcją. Mam generalnie duży problem z odpuszczaniem. A wybierając sie na długodystansowy szlak razem z inną osobą warto być przygotowanym na różne scenariusze. Fajnie umieć odpuścić, żeby innym razem zwyciężyć. Na szlaku i w życiu. Jeszcze zobaczymy jak Narew wpada do Wisły. Może będzie wtedy ładniejsza pogoda. 

Ostatecznie trening 16 km.








Dalej droga zalana



Zdecydowanie dalej nie pójdziemy
Przydałby się laminowany przewodnik












                                                                 Karina sprawdza czy dożyje do końca szlaku






                                                            Dementor na szlaku





Comentarios

Entradas populares de este blog

Z północy na południe przez całą Puszczę

O mnie